Posty

43

43. Łzy napływają do oczu. Ten smutek to już nie depresja.  Doświadczam - tych lepszych i tych gorszych chwil.  Rozpoznaję. Bardzo trudno definiować szczęście w spokoju, kiedy do tej pory działały tylko wychylenia - ekstrema. Dopada mnie tęsknota za beztroską i bliskością, za śmiechem i radością. Smutny to dzień.

Jan i Maria - pradziadkowie

 Pomyślałam sobie, że fajnie będzie czasem napisać tu też coś innego niż wewnętrzne rozkminy.  Kiedy przejeżdżam koło Konwaliowej o poranku, słońce rozświetla wieżowce z wielkiej płyty. Z dzieciństwa pamiętam sklep spożywczy Społem i ekspedientkę z wąsem. Pamiętam też jedyną zabawkę, którą miałam u pradziadków - kolorowe memory - grałam i słuchałam rozmów babci i mamy, niewiele jeszcze z nich rozumiejąc.   Maria i Jan Nowaccy długo czekali na upragnione M3 ze ślepą kuchnią. Ciasne, ale własne, choć spółdzielcze. I mimo że Jan w lokalnych strukturach PZPR był bardzo ideowo zaangażowany, to nie przyspieszyło to ani otrzymania mieszkania, ani nie wpłynęło na metraż . Może właśnie przez ideę. Ponoć dziadek miał być rozstrzelany po wojnie jak Gruna za swoją działalność w PPR. Dziś prawdy się nie dowiemy, bo jedyne świadectwo mogłaby nieść Babcia Jadwiga, jego jedyna córka, a moja jedyna żyjąca babcia. Niestety - niewiarygodna od zawsze.  Jan komunizmem zaraził się w Belgii na robotach,

rocznica

12 marca, urodziny Lewka, data dla mnie od roku jeszcze bardziej znamienna. Kiedy Lewek skończył dwa lata upiłam się po raz ostatni. Właśnie w niedzielę minęła rocznica mojego niepicia.  Picie w kontekście społecznym jest zawsze relatywizowane. No bo przecież nie kupowałam małpek w Żabce, przecież nie piłam z rana, przecież nie piłam codziennie, przecież nie piłam w ciągach. A jednak bez alkoholu jest mi lepiej. Dlaczego? Bo z alkoholem było mi już źle. Piłam co dwa trzy dni. Czemu? Bo następnego dnia po upiciu czułam się fatalnie - byłam nerwowa, nie miałam energii do życia. To samopoczucie odbijało się na moich bliskich. Jest mi wstyd, jak pomyślę o nerwach przeplatanych z apatią. Jest mi wstyd, że dzieci musiały patrzeć na pijaną mamę. Jest mi wstyd, że po pijaku mieszały mi się słowa. Nie lubię już swojej poalkoholowej odwagi. Lubię swój trzeźwy środek. I dobrze mi z trzeźwą Martą i nie mam poczucia żadnej bolesnej straty. Często znajomi pytają, czy ludzie się ode mnie odwrócili. M

depresja

Dziś światowy dzień walki z depresją. Już wczoraj wróciły lęki i ból w klatce piersiowej. Nie wiem, czemu tak jest. Leki przyjęłam jak zawsze od ponad dwóch miesięcy.  Boję się. Nie mogę poradzić sobie z prostymi czynnościami. Nie czuję się sprawcza w żaden sposób. Mam ochotę znów zakopać się pod kołdrą i spod niej nie wychodzić.  Kilka dni temu już tak dobrze się czułam. Cieszyłam się w pełni, tak jak potrafiłam kiedyś, przed chorobą.  Czuję się przytłoczona.  Ciało spina wielki skurcz. Mięśnie twarzy jakby zupełnie zastygły. Tylko w oczach tlą się łzy.  To, co się teraz we mnie odbywa, to walka wewnętrzna. Zrobić choremu dziecku obiad, czy zakopać się pod kołdrą i już spod niej nigdy nie wyjść. Wszystko widzę w czarnych barwach. Jakby nie było na nic rozwiązania. Jakbym ugrzęzła w miejscu i miała przyklejone stopy do podłoża.  Boję się. Myślałam, że to już nie wróci w takim stopniu. Jestem w tym sama.

o wyborze

 Za miesiąc kończę 43 lata. Nie narzekam, że mam tyle lat, ile mam. Po pierwsze, nie mam wpływu na upływający czas, po drugie, od zawsze czuję się młoda duchem, po trzecie, fajnie mieć już zebrane te wszystkie życiowe doświadczenia, by dojść do jakichś wniosków i znaleźć swoją drogę.  Spotkałam się ostatnio z M, przyjaciółką od ponad 20 lat. Nie widujemy się często, ale zawsze wiemy, że możemy na siebie liczyć. Wspaniałe są takie relacje, kiedy wiesz, że jak wszystko jebnie, to jest ktoś, kto Cię wysłucha. Usiadłyśmy w Cyganerii i ja zaczęłam tak: dobra, bez tych smalltalków - robimy rzeczowy update ostatnich kilku miesięcy. Opowiedziałyśmy sobie, co u nas, ale i opowiedziałyśmy sobie, jak teraz patrzymy na życie. Kiedy wspomniałam M. o tym, że tak mnie cieszy ta możliwość wyboru, powiedziała, że to przecież kwintesencja chrześcijaństwa. Być może. Nie ma to w sumie wielkiego znaczenia, bo chyba świadomość tego, że nasza droga zależy od nas, a rzeczy, na które wpływu nie mamy od nas nie

spuścizna czy bycie

"Mamy tylko naszą historię, a i ona nie jest nasza" Jose Ortega y Gasset Wczoraj na moim cotygodniowym klubie filmowym wzięliśmy na warsztat prześwietny film "Duchy Inisherin". Obraz doskonały pod każdym względem - reżysersko, aktorsko i produkcyjnie.  Martin McDonagh zrobił film, jaki kocham - kameralny i tragikomiczny, z kapitalnymi dialogami i wspaniałym wachlarzem postaci.  Cytat, który tu wrzuciłam, rozpoczyna powieść Annie Ernaux, tegorocznej noblistki, pod tytułem "Lata".  Czemu łączę akurat te dwie rzeczy? Bo uczę się bycia tu i teraz, uczę się odczytywać emocje i uczucia. Nie tylko te od lat dobrze znane - radość, entuzjazm, ale i te niedawno dopuszczone do głosu - smutek, złość, rozpacz, żałobę. Niedawno J powiedziała do mnie, że ja to zawsze lubiłam się otaczać ludźmi sukcesu. Pewnie i coś było na rzeczy. Pytanie jednak o definicję sukcesu, co to w ogóle jest? I w duchach Inisherin spierają się dwa głosy: prostolinijnego Pádraica (znakomity Coli

ludzie

Depresja to taka choroba, która na ludzi zamyka. Odebranie telefonu to Himalaje. Na SMS odpowiada się monosylabami. Ale to choroba, w której okazało się (u mnie przynajmniej), że mam wokół siebie wspaniałych ludzi. Zawsze dużo czasu poświęcałam relacjom, pielęgnowałam, dbałam, łowiłam, głaskałam.  Kiedy przestaje się pić, następuje proces negacji dawnego życia. Nadmierna towarzyskość, otwarty dom, niekończące się imprezy - to już nie ja, nowa Marta nie chce o tym pamiętać. Po czym gdy pojawia się depresja, zderzenie z najciemniejszą stroną, prawdziwi przyjaciele nie znikają, z jakichś powodów dalej się mną interesują, jestem dla nich ważna. Nie wiem, jakie to powody, bo myślę o sobie najgorzej. Próbują mnie dźwignąć, chwycić za rękę i mówią: kochamy Cię, Marta, nawet jak jesteś smutna, martwimy się o Ciebie. I choć w tej ciemnej dupie, nie ma odwagi na przyjęcie pomocy, to potem, gdy już zaczyna powoli ustępować mrok, wyłania się światło i nadzieja, że jednak coś we mnie jest dobrego.